sobota, 30 stycznia 2010

Field Music

Field Music - "(Measure)"
8.0/10


"We wanted to redefine the double album as something very varied. We thought about how to break through the restrictions of an album, and we decided the best way to do it was to make a massive record. The others have had a coherence, the preoccupations you get from writing songs very close together, but making this one, we just felt a bit more free, and I think you can tell that."*

"Measure", taa... Rasowe recenzje tego krążka zawierają szereg odniesień do znaczenia i roli albumów dwupłytowych dla muzyki popularnej. Od eksperymentalnego oblicza Białego Albumu, przez dokonania Floydów czy Fleetwood Mac. Z racji dźwięków, w jakich specjalizują się bracia Brewis, na myśl przychodzi też "English Settlement" XTC, no ale skojarzenia z songwritingiem Partridge'a i Mouldinga są w moim przypadku tymi najbardziej rzucającymi się w uszy przy słuchaniu każdego z trzech dotychczasowych dokonań Field Music (o projektach pobocznych nie mówiąc), więc chluby mi to raczej nie przynosi.

Ok, chciałbym widzieć Petera i Davida jako następców swych wielkich protoplastów. Gdzieś między Lennonem/McCartneyem, braćmi Davis, Diffordem/Tillbrokiem czy wspomnianym już duetem kompozytorskim XTC. Umieściłbym ich w konkretnej przegródce i bym się ze spokojem ducha rozkoszował łechcącym ego zadowoleniem z własnego osłuchania. Nic z tych rzeczy.

Problem z Field Music - oni się kompletnie nie łapią na akapit w podręczniku "British music for beginners". Już sam sposób bycia i przerażająca zwyczajność, skazuje ich na muzyczny margines. Brakuje im mentalności gwiazd podlizujących się wiernym fanom. Zresztą sami to świetnie czują, choćby przez porównanie z innymi przedstawicielami muzycznej sceny Zjednoczonego Królestwa: "They've got a lot of expectations to deal with, a lot of admiration. They're close friends, there's no envy there. We've been to see both bands and it's fascinating to see the interaction they have with their audience. It's very different to anything we've ever had. We have very personal lyrics - a lot of them of them are about misunderstandings and... I don't know, very personal things, and I think itwould feel wrong having my lyrics shouted back at me."*

Ale inność Field Music, to głównie sfera muzyki, ta ich "nieprzyswajalność", bo nie są w stanie tworzyć piosenek, które porywają masy, chociaż każdy utwór składa się z elementów wymienianych w definicjach wzorca dobrej brytyjskiej piosenki pop (wiecie o jakim popie myślę?). Czerpią garściami od najlepszych, choćby przez zapodawanie ciekawych mostków, to znowu przytłaczają aranżem żywcem wyciągniętym ze "Skylarking" (tytułowy "Measure"), serwują spiętrzone chórki w "All you'd ever need to say" albo poprzez klawiszowe plamy i delay, wprowadzają nieco oniryczny klimat w "Lights up".

Dlaczego rzesze fanów nie noszą ich na rękach, skoro niejednokrotnie niebanalne rozwiązania harmoniczne, idą w ślad za kapitalnymi, kipiącymi swą "brytyjskością", melodiami? Czy dlatego, że nawet w tej ich bardziej urozmaiconej formule, nadal dominuje popieprzone metrum, a dotarcie do clue tych piosenek, to właściwie rozpracowywanie łamigłówek? Najważniejsze, że nie stoją w miejscu. Roszady wewnątrz zespołu przyczyniły się do zróżnicowania brzmienia i środków wyrazu (choć nie jest to jakiś poważniejszy eksperyment, co mogły sugerować zapowiedzi muzyków). Dziś nie straszny im rockowy hendrixowski riff ("Each time is a new time"), jak równiez funkowy rytm i wokalne popisy w stylu Prince'a ("Lets write a book"). Nie zaburza spóności zwolnione tempo i progresywne odniesienia z drugiej części albumu.

Pozycja nie tyle efektowna co wymagająca. Zaproszenie słuchacza do 100% zaangażowania w zbiór tych 20 nieoczywistych, precyzyjnych, misternie skonstruowanych piosenek; w badanie zależności między poszczególnymi elementami struktur i szukanie kolejnych tropów. Nie chcę pisać "rzecz dla wybrańców", ale do tego się to pewnie w praktyce sprowadzi. Ubiegłoroczny sukces Grizzly Bear każe się jednak wstrzymywać z radykalnymi prognozami, a czas działa na korzyść Brytyjczyków, bo to krążek na długie miesiące. Póki co - znakomite otwarcie roku.

(* - cytaty z wywiadu dla musicOMH)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Świetna płyta! W szczególnosci podobają mi się utwory "Measure", "Effortessly" oraz "Let's write a book".
Pozdrawiam!

pszemcio pisze...

no to dobrze że się podoba, bo generalnie u nas na temat tego albumu wielka medialna... cisza

Anonimowy pisze...

Bo niestety u nas medialna wrzawa tworzy się wokół albumów ( czyt. zespołów), które są lansowane przez znany portal muzyczny, a nie ze względu na jakość nagranego materiału. Dobry przykład to amerykański zespół Girls, którego debiut, wychwalany przez grono zagranicznych serwisów, tak naprawdę nie dorasta do pięt jakiemukolwiek z albumów Field Music. No, ale PFM ma magiczną siłę wpływania na gusta muzyczne ludzi( w tym na naszego Artura Rojka, choć akurat tu widzę plusy tego oddziaływania).
I z drugiej strony cieszę się, że wokół tego albumu jest taka medialna cisza, bo nie muszę wszędzie czytać, jaki to dobry album, świetny zespół itp. Bo ja to po prostu wiem i nie potrzebuję kolejnych dowodów.