sobota, 2 stycznia 2010

Coś na kształt podsumowania 2009 - cz.1


No dobra, czas przynajmniej częściowo zmierzyć się z tematem podsumowania rocznego, uporać chociaż z tą dyszką i mieć za sobą. Generalnie - nie jestem zwolennikiem, no bo jakie znaczenie może mieć zastawienie najlepszych płyt roku układane przez jedną osobę? Ile albumów musiałbym zgłębić, żebym był wiarygodny? A ile muzyki w ciagu roku jest w stanie pochłonąć, przeanalizować i ocenić jeden słuchacz? Temat samego (powiedzmy) indie - wchodzę rano na Porcys, tam jedna z rekapitulacji roku; w niej oprócz nazw, które znają wszyscy, w miarę interesujący się tematyką (Grizzly Bear, Animale, Dirty Projectors czy Atlas Sound), cała masa tytułów, które podobno wyznaczają nowy kierunek, a ja pierwszy raz o nich słyszę. Sprawdźcie sami.

Jaki zatem sens takiego podsumowania? Traktujcie to bardziej na zasadzie pożyczania płyt od kumpla, który poleca, bo lubi. Właśnie raczej "moje ulubione", a nie koniecznie "najlepsze" - takiego zadania bym sie nie podjął. Zresztą to zestawienie jest bardzo wtórne względem podobnych list prezentowanych na różnych portalach i blogach. Jak każdy maluczki ulegam hajpom i uniesieniom. Mam jednak nadzieję, że tu i ówdzie wdarło się przynajmniej jakieś minimum zdrowego rozsądku. Miałem ochotę zapodać też linki do kilku fajnych kawałków (bo zestawienia singli nie będzie), więc, by było w miarę czytelnie, rozbiję tę dyszkę na dwie części. Dziś miejsca 10-6:

10. Various Artists - "Dark Was The Night"


To w zasadzie dość nierówny składak, ale:

a) na dwóch krążkach znalazło się tyle muzyki, że o brak wrażeń martwić się nie trzeba, do tego najbardziej spójna zbieranina jaką ostatnimi czasy słyszałem.

b) jeśli naprawdę niewiele wiesz o tym, jakie nazwy w muzyce ostatnich lat wypada kojarzyć - tu mógłbyś mieć pierwszy etap edukacji (taka zerówka, ale z profilem rozszerzonym dla uzdolnionych dzieci)

c) a dla starszaków mnóstwo ciekawostek, jakich nie znajdą na płytach studyjnych swoich ulubieńców.

d) spojrzenie na listę wykonawców i właściwie punkty a, b, c, możemy sobie darować: Dirty Projectors, Feist, Grizzly Bear, TV On The Radio, Sufjan Stevens, Oberst, Andrew Bird, Blonde Redhead, Yo La Tengo i wielu innych równie istotnych...



9. Circulatory System - "Signal Morning"

Fajnie byłoby napisać, że tam gdzie kończy się Olivia Tremor Control, zaczyna się Circulatory System. No i spoko, tylko że takie stwierdzenie sugeruje progres, a Circualtory właściwie stoją w miejscu od lat 90-tych, proponując nagrania jakby żywcem wykrojone z płyt Olivii. Tylko jak tu iść do przodu przy takim stopniu zakwaszenia? Co jeszcze mogliby zrobić? Mają swój jedyny, wyrosły na bazie naćpanych Beatlesów styl. Styl dla cierpliwych i wytrwałych poszukiwaczy wrażeń. Ja to nadal kupuję, nawet jeśli nieraz nie jestem w stanie dotrwać do końca płyty (z ciekawostek - Jeff Magnum udziela się w tych nagraniach, tylko że nikt do końca nie wie w jakim charakterze).



8. Wild Beasts - "Two Dancers"


Taką muzykę mógłby tworzyć Antony, gdyby odszedł od pianina i postawił na piosenki, gdyby dodał nieco post-punkowych inspiracji, przyprawił to wszystko tanecznym podbiciem i rytmiką zakorzenioną gdzieś w dokonaniach Talking Heads. Teatralność tej muzyki, przerysowane wokalne wycieczki; uwierzcie, gdyby nie te melodie, mogliby nieźle irytować, a tak...



7. Whitest Boy Alive - "Rules"


Erneld nagrał w tym roku dwie płyty, "Declaration of Dependence" z Kings of Convenience i własnie "Rules" w ramach projektu Whitest Boy Alive. I nawet jeśli z macierzystą formacją nie sięgnął poprzeczki wyznaczonej poprzednimi (znakomitymi) krążkami, to w pełni zrehabilitował się tym delikatnie parkietowym materiałem, spełniając moje coroczne zapotrzebowanie na umiarkowane pląsy. To tak naprawdę bardzo precyzyjna, dopracowana i elegancka muzyka do bujania. Słodkie.

(Koniecznie obejrzyjcie to video i zastanówcie się, czy w którymś z naszych dużych miast byłoby to możliwe)



6. Here We Go Magic - "Here We Go Magic"


"Here We Go Magic" to dowód, że z nadmiernie dziś ekspoloatowanej formuły grania, bazującej na dokonaniach Animal Collective, moża stworzyć mega fajną, całkiem oryginaną i porywającą całość. "Here We Go Magic" to folk dla wariatów, hipnotyczna i ujmująca mieszanka stylów, z pozoru nieprzystępna, a w istocie obezwładniająca słuchacza w zasadzie po pierwszym odsłuchu.



2 komentarze:

Karol pisze...

Mamy dopiero 2 stycznia, a ty już zrobiłeś podsumowanie 2010 roku. Szacun :-)

pszemcio pisze...

faktycznie, LOL!

już poprawiam;)