No stało się, całkiem niespodziewanie dwa (coraz bardziej oddalające się od siebie, jeśli o grupę docelową chodzi) festivale, zaserwowały fanom niezalu w Polsce dwa ciosy między oczy.
Na Openerze Pavement, reaktywowana legenda indie lat 90 (prawdziwego indie, nie mającego nic wspólnego z grzywkami chłopców lansowanych przez media w ostatnim dziesięcioleciu). Legenda, obiekt kultu; to w ogromnej mierze im zawdzięczamy coś, co w ostatniej dekadzie można było nazwać pitchforkową mentalnością, to oni stali się niedoścignionym wzorcem kapeli niezależnej artystycznie.
A na Offie kolejna ikona, choć może mniej uświęcona, bo działająca od lat nieprzerwanie - Flaming Lips. O zespole pisało się ostatnio dużo (ze względu na zeszłoroczny"Embryonic"). Wayne Coyne to postać nietuzinkowa, a albumy jego kapeli wydawane od 1999 r. (wtedy wychodzi ich ósme w kolejności dzieło - "Soft Bulletin"), to mariaż niebanalnych, bogatych aranży, eksperymentu, słodyczy przechodzącej w ironię i charakterystycznej kosmicznej otoczki. Od czasu "Soft Bulletin" aż do dzisiaj, prezentują niebywałą wręcz formę, tworząc na naszych oczach (uszach?) kolejne klasyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz