niedziela, 16 listopada 2008

Low, 15.11.2008, Chorzów, Teatr Rozrywki

-

15 lat działalności i pierwszy raz w Polsce. W końcu wszyscy fani Low mogli odetchnąć z ulgą. Przyjechali, zagrali i się zwinęli. Niby nie wiele, a jednak...

To był taki "trochę inny" koncert, bo to jest taka "trochę inna" kapela. Z jednej strony niby gitarowy zespół, ale cóż oni mają wspólnego z etosem muzyków rockowych? Gdy patrzymy na nich i słuchamy ich muzyki, myślimy - Artyści. Stąd miejsce wydarzenia - scena chorzowskiego teatru - dziwi jakby mniej.

Było tak, jak na takim występie być powinno. Mimo gorącej owacji na wejście, publika generalnie wyciszona, wszyscy wiedzieli po co przyszli i z kim mają do czynienia. Od pierwszych minut czuło się ten specyficzny klimat skupienia. A było się czemu poddawać. Już pierwszy utwór - fantastyczny "Murderer" - położył nas na łopatki. Najlepszy fragment z zeszłorocznego "Drums and Guns" zagrany - jak zreszą wszystkie inne tego wieczoru - na dwie gitary i skromny zestaw perkusyjny, przypominał bardziej Low z początków kariery niż z ostatnich płyt, gdy starali się nieco rozszerzać formułę grania.

Koncert niesamowicie spójny. Nie sięgnęli niestety po nic z pamiętnego debiutu (choć "Words", "Fear" czy "Lullaby", to były marzenia wielu), ale już "Long Division" reprezentował "Shame", a z wielkiego "Things We Lost in the Fire" zagrali "Sunflower" - chyba najbardziej poruszający moment całości. No i "Trust", a z niego "Tonight" i przede wszystkim "Shots & Ladders" kończący właściwą część przedstawienia długą, gitarową, jazgotliwą końcówką - jeden z momentów w których czuło się całą potęgę tej muzyki. Oczywiście oprócz tego silne reprezentacje ostatnich wydawnictw.

Wszystko to - jak pisałem - zagrane w konwencji najbardziej dla nich właściwej. Nie próbowali ani przez chwilę przemycać nowinek z "Drums and Guns". To w zasadzie bardzo minimalistyczny koncert, taki w którym liczyły się szczegóły i atmosfera tych wyjątkowych utworów. Cały zestaw perkusyjny Mimi to dwa bębny, jeden talerz, zestaw pałeczek i miotełek. Każdy dźwięk, ze względu teatralną akustykę, odczuwaliśmy intensywniej, pełni podziwu jak oni są zgrani i jak się pięknie wokalnie uzupełniają. W zasadzie wiemy to, co wiedzieliśmy zawsze, ale widzieć to na własne oczy to jednak zupełnie inna bajka...

Brak komentarzy: