wtorek, 24 listopada 2009

Yo La Tengo w Katowicach


~*~

Mam nadzieję, że jutrzejszy poranek nie przywita mnie informacją o jakimś wypadku samochodowym (bez złośliwości oczywiście, bo jakby się to gorzej skończyło, to byśmy się o Grizzly Bear uczyli już tylko z muzycznych encyklopedii). Nadzieję mam wielką, bo jak dobrze pójdzie, to czeka nas spotkanie z żywą legendą "czegoś" (czego się de facto sklasyfikować nie da, bo przez lata zespół był punktem łączącym różne wpływy definiujące pojęcie artystycznej wolności). Nie oceniając w jakim stopniu inspirowali, a w jakim byli inspirowani, warto zauważyć że status kapeli jest w tej chwili niepodważalny, a recenzje ostatnich albumów w większości pisane z pozycji klęczącej (ile razy jeszcze przeczytam w rodzimej prasie, że w USA mają taką pozycję jak Sonic Youth?).

Spytaj mnie "co grają", a napotkasz moje spojrzenie pełne żalu nad własną bezradnością. Wypadkowa początków niezalu spod znaku Velvet Underground, po Sonic Youth właśnie. Sięganie do tradycji gęstego shoegazu i słodkich twee-dream-indie-popowych melodii, aż po country z Nashville. Nie, nie ma sensu pakować się w łatki, darujcie. Wdarzenie!!!

PS. Zapomniałbym: w ramach Ars Cameralis oczywiście. Katowicka Hipnoza, godz. 19:00.


Brak komentarzy: