sobota, 17 kwietnia 2010

Bonnie "Prince" Billy & Cairo Gang

Bonnie "Prince" Billy & the Cairo Gang - "The Wonder Show of the World"
5.9/10

Jeśli dobrze liczę, to już czwarty album sygnowany pseudonimem Oldhama wraz z innymi muzykami. I chyba starczy.

Z tą współpracą to też umownie, bo większość albumów w karierze Bonniego wynikało z kolaboracji z najróżniejszymi postaciami (no raczej), ale umieszczenie nazwy na okładce sugeruje, że towarzysz w dany materiał angażował się przynajmniej w takim stopniu jak Książe. Ok, krótki przegląd: kapitalna płytka ze Sweeneyem, fatalna z Tortoise, takie sobie demówki z Dawn McCarthy, no i teraz Cairo Gang - bilans jest dla misia zdecydowanie niekorzystny.

Z gitarzystą gangu (Emmett Kelly) już sobie zresztą nasz bohater wcześniej pogrywał, i to na albumach, które krytycy przyjmowali dość entuzjastycznie ("The Letting go" przede wszystkim, ale też "Lie Down In The Light" - drugi lepszy jak dla mnie).

Wpływ gości dość wyraźny, bo oto rezygnujemy z jakichś pedal steel i charakterystycznych dla new country (czy w ogóle folku) motywów, na rzecz gitarowej maestrii - subtelnego fingerpickingowego tła i - zapodawanej od czasu do czasu - bardziej wyrafinowanej gitarowej zagrywki, która zawsze ("Teach me to bear you" na przykład) jest jedynie składnikiem, a nie główną częścią kompozycji (i super - umiar w cenie). Dodatkowo towarzysze wspierają głównego bohatera wokalnie, ładnie zagospodarowując drugi plan ("With Cornstalks or Among Them").

I brzmi to - trzeba przyznać - ślicznie, może nawet najładniej w karierze brodacza, tylko że cholernie mainstreamowo i w efekcie nudno. To takie klimaty, w jakich gustowali podstarzali artyści podczas największej popularności serii MTV Unplugged (które to koncerty, jak wiadomo, nie były aż takie znowu unplugged). A swoją drogą miś też nie jest tym razem specjalnie hojny w kwestii melodii i czasem przesadza z długością nagrań. Wniosek jest taki, że zbyt niewyraźne to wszystko i mimo kilku poruszających momentów (jak zawsze), dotrwanie do ostatniego kawałka jest wyczynem godnym uznania (szczególnie że pierwsza część płytki lepsza).

Dla fanów pewnie mus, dla reszty - niekoniecznie.

Brak komentarzy: