
7.9/10
"Porozumienie ponad podziałami"
Jak to jest, że taki stary cep jak ja sięga po płyty z muzyką (tfu!) taneczną? Nadziwić się nie mogę, mając w głowie lata mej betonowej młodości, w której każdy dżwięk nie generowany przez rzężące, gitarowe przestery - nie miał racji bytu. Dziś migawki te godne raczej litości niż podziwu, bo żyjemy w cudownych czasach przepychu. Nie jest obciachem posiadanie kiczowatej kolekcji disco lat 70/80 obok kolekcji równie kiczowatego (a jakże) mainstreamowego rocka lat 60 (urażeni niech spróbują policzyć, ile razy razy Plant wyśpiewuje słowo Bejb w Zeppelinowym "Babe I'm Gonna Leave You", albo niech poddadzą gruntownej analizie teksty Stonesów). A wszystko to funkcjonuje w klimacie niekończących się revivali. Kolejni pryszczaci nastolatkowie na nowo wymyślają Joy Division, The Cure i Talking Heads. Jak długo można? Jeszcze troszkę.
Jak to jest, że taki stary cep jak ja sięga po płyty z muzyką (tfu!) taneczną? Nadziwić się nie mogę, mając w głowie lata mej betonowej młodości, w której każdy dżwięk nie generowany przez rzężące, gitarowe przestery - nie miał racji bytu. Dziś migawki te godne raczej litości niż podziwu, bo żyjemy w cudownych czasach przepychu. Nie jest obciachem posiadanie kiczowatej kolekcji disco lat 70/80 obok kolekcji równie kiczowatego (a jakże) mainstreamowego rocka lat 60 (urażeni niech spróbują policzyć, ile razy razy Plant wyśpiewuje słowo Bejb w Zeppelinowym "Babe I'm Gonna Leave You", albo niech poddadzą gruntownej analizie teksty Stonesów). A wszystko to funkcjonuje w klimacie niekończących się revivali. Kolejni pryszczaci nastolatkowie na nowo wymyślają Joy Division, The Cure i Talking Heads. Jak długo można? Jeszcze troszkę.
Wszystko już było, wszystko. Cut Copy też już byli.
W tych czasach przepaśnych acz jałowych przecież, nowych-nie nowych, liczy się pomysł, liczy się to jak wymieszasz stare, by się wydawało inne. W tych czasach nie ważne po której stronie jesteś i z jaką subkulturą flirtujesz, bo subkultur nie ma, granic nie ma, obciachu nie ma, nurtów nie ma - jest to co sobie stworzysz.
A Cut Copy mają styl (lat 80-tych styl mają - a jakże), ale mają też taki fajny nowoczesny flow, że mi to płynie. Aż w końcu nie wiem czy to muzyka wesoła czy raczej taniec przez łzy (taki, wiecie: górnolotno-nastoletni)? Czy młodzieńczy kop w dupę, że "ooo ale jazda!" czy delikatna raczej w swej rytmicznej specyfice, lajtowa technika przestępowania z nózi na nózię? I mało tego, nawet jesli jesteś takim kolesiem, co ma na półkach gitarowe revivale (jakieś Franz Ferdinandy), to i ty zatańczysz, bo jak wymacasz te żywe instrumenty spośród syntezatorów, to zrozumiesz, że w gruncie rzeczy nieraz przy tym tańczyłeś - tylko wdzianko było inne.
I zaprawdę powiadam wam, płyty Cut Copy na mojej półce z nutą do tańca - gdybym półkę takową posiadał - kładłbym między albumami New Order i Daft Punk.Aaaa, jeszcze to: klucz do uchwycenia "esencji", to w tym przypadku tylko jedno słowo - MELODIA. No i pozamiatane.
PS. Debiut tez polecam, jakby ktoś nie ten tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz